czwartek, 25 kwietnia 2013

Newerending prodżekt



Nieopodal każdej agencji lub domu produkcyjnego znajduje się mały cmentarzyk, na którym pochowani są graficy, programiści, animatorzy, project managerzy i trochę innych ludzi, którzy nie wytrzymali fizycznie i psychicznie tak zwanego niekończącego się projektu.

Niekończący się projekt - jak sama nazwa wskazuje - nigdy się nie kończy. Nieważne, czy jest to rozpisanie strategii marketingowej na nadchodzące trzy lata, zaprojektowanie strony internetowej, woblerka czy animacja logotypu, trwająca 8 sekund. Każdy projekt można poprowadzić tak, że będzie się ciągnął przez rok, jednocześnie doprowadzając do załamania nerwowego kilka osób. Każdy w agencji zastanawia się wtedy: “Jakim, kurwa, cudem robimy tę ulotkę od pół roku? To niemożliwe!” - a jednak newerending prodżekt is newerending. Jak to się dzieje? Prosz.

Wszyscy z nas go przeżyli albo chociaż się o niego otarli. Najlepiej zorientowani w nim są ci nowi w branży, bo to zazwyczaj im daje się te agencyjne zarazy. Przychodzi szef i mówi:
- Młody, przesłałem Ci materiały dotyczące ulotki Spokojexu Junior. To taki lek uspokajający dla nadpobudliwych dzieci. Zresztą, dowiesz się wszystkiego z korespondencji mailowej. Przyłóż się, bo klient jest już - delikatnie mówiąc - wkurwiony na maksa. Projekt trochę się już ciągnie, więc musimy go szybko skończyć. Jeżeli to ogarniesz, pomyślimy o przedłużeniu Twojego stażu do 6 miesięcy i pomyślimy o finansach z nim związanych. Nie będziesz już musiał płacić. Cieszysz się?

Kiedy Młody się cieszy i zaczyna zapoznawać się z korespondencją mailową, której początki sięgają czasów pierwszych wypraw krzyżowych, reszta agencji po cichu robi zakłady: kiedy dopadnie go bezsenność, notoryczne rozwolnienie i uzależnienie od Spokojexu. Nikt nawet nie zakłada, że da radę - zbyt wiele stracili pieniędzy na takim obstawianiu.

Następnego dnia żółtodziób przesyła swoje projekty. Pod koniec dnia klient przesyła poprawki. Młody je wprowadza. Sytuacja powtarza się przez kolejny miesiąc i wtedy Młody osiąga pierwszy sukces: klient zaakceptował krój fontu na wlanym lorem ipsum. Młody jest zmęczony, ale dumny. To jego pierwszy sukces w życiu zawodowym. Nawet szef poklepał go po ramieniu. Młody nie wie, że zrobił to, aby sprawdzić jego stan psychiczny i podnieść stawkę zakładu.

Jest coraz gorzej. Młody pracuje szybciej, bo wydaje mu się, że to coś zmieni. Przychodzi wcześniej, wychodzi później. Po dwóch miesiącach wydaje mu się, że jest już u końca krucjaty. Wtedy klient zwołuje walne spotkanie z agencją. Okazuje się, że zmienił się brand manager odpowiadający za projekt. Tamten poprzedni jakoś nie czuł tego projektu, a ten nowy całkowicie go nie czuje. Zapada decyzja o debriefingu czyli całkowitej zmianie założeń. Młody widzi tu jakąś nadzieję i w swej radości nie zauważa nawet, że nowy prowadzący ma w stopce maila wpisane: “Jacek Czepialski. Junior Brand Manager. Będę się przypierdalał, bo jestem tu nowy i muszę się wykazać. Pozdrawiam”.

Jako że manager Jacek sobie z ryja cholewy nie robi, tango przypierdalango ciągnie się jeszcze kilka miesięcy. Jest o co walczyć - reklama dźwignią handlu, a ulotka dzwignią polskiej reklamy. Młody jest młody  już tylko z ksywy i metryczki, bo wygląda jak Kuba Wojewódzki: stary, styrany życiem pierdziel w ciuchach nastolatka. Dodatkowo ciągle się drapie, skaczą mu powieki, nie kontroluje prykania i ciągle coś do siebie mówi. Nie ma się co dziwić - każdego by zmęczyło codzienne podejmowanie wyzwań, takich jak: bardziej w lewo, bardziej w prawo, mało medyczny ten zielony, chyba to czuję, nie - jednak tego nie czuję, wróćmy do wersji nr 46 itp.

Pewnego dnia pojawia się światełko w tunelu. Klient przesyła maila, aby wstrzymać wszystkie prace, bo nie jest jednak zadowolony z przebiegu realizacji projektu, więc rozpisuje nowy przetarg. Młody czyta to z bananem na twarzy, bo dawno już coś mu się wypaliło w mózgu, dlatego nawet nie rozumie, że czekają go konsekwencje. Przełożeni zresztą darują sobie karanie chłopaka, bo ma to taki sam sens, jak krzyczeć na stołek, a dodatkowo - o czym chłopak jeszcze nie wie - agencja weźmie udział w ponownym przetargu. Stawki w zakładach idą w górę, Młody odracza moment, w którym spocznie na pobliskim cmentarzyku.

Myślicie, że Młody ogarnie to przy setnym z rzędu podejściu? Nie. Bo to niekończący się projekt ulotki o proszkach na dziwne dzieci. Po Młodym przyjdzie kolejny Młody albo Młoda i też polegnie. Kiedy już komuś uda się doprowadzić to cacko do wydruku próbnego, klient zrezygnuje z projektu, bo akurat nie będzie miał na niego budżetu. Tymczasem pierwszy Młody się przekręci, inny młody zacznie robić pod siebie i nie dostrzegać w tym nic złego, brand manager pokazaże, że jest potrzebny w Spokojexie, relację klient-agencja też pozostaną spoko - sumując: same pozytywy. Tylko trochę szkoda tych “kilku” godzin spędzonych nad projektem. Nic to! Będą kolejne.

Patryk Bryliński

2 komentarze:

  1. Account Manager-Pithisaria Consultancy Services is a team of certified professionals (equivalent to CPA) in thrive to provide a quality services in cost effective manner. Presently we are handling accounting, Account Manager & online accountant in India.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń